Pejzaż Bez Ciebie
Wrzesień jak dywan, jakich nie bywa często, ostatnio.
Płowozielony dywan zdobiony słońcem dostatnio.
Pejzaż gorący rżysk i stygnących gwiazd w zimnym niebie
Smutku, co zawisł kluczem żurawi pejzaż bez ciebie
Dzień za dniem, sen za snem, pełnia i nów, i słońce znów.
Noce i dni wciąż nazbyt ładne, zmierzchy i świty bezradne.
Rower zmęczony, płosząc gawrony sunie drożyną,
Jedzie listonosz, już pod czerwoną jest jarzębiną,
Na skwar narzeka Ma dla mnie przekaz Złotych sto dziewięć
Tą samą drogą wraca Nikogo pejzaż bez ciebie
Dzień za dniem, sen za snem, pełnia i nów, i słońce znów.
Noce i dni wciąż nazbyt ładne, zmierzchy i świty bezradne
Na horyzoncie topi się słońce w złocie czerwonym.
Rzeką nadpływa siwa flotylla mgiełek wieczornych.
Idę przez pole, gdzie dwie topole, drzewo przy drzewie
Patrzą z wysoka w przestrzeń jak otchłań pejzaż bez ciebie.
Chyba to sprawił wrzesień, że prawie nic już nie czuję,
Słucham, jak teraz upał zamiera, ciszą pulsuje
Pewno ci dobrze gdzieś o tej porze, pewno przyjemnie.
A wokolutko pejzaż bez smutku pejzaż beze mnie
Noce i dni, o których nie wiesz.
Jesień i pejzaż bez ciebie bez ciebie.