Spokój
Boże znów jakiś mi koszmar się wkręca
Może się mylę i nie mam dobrego serca
Tworzę znów piszę ołówek morderca
Kolejne puste białe kartki uśmierca
Za oknem pół mrok za chwilę dzień zaśnie
Firanka od szlugów zżółkła już strasznie
Pusta puszka pod biurkiem się pląta
Siadł kurz na lampie i kto to posprząta
Widelec z obiadu do talerza przywarł
Okna tak brudne że nic przez nie nie widać
Kawałek pizzy pod łóżkiem jest chyba
Z imprezy chipsy wdeptały się w dywan
Plama po kubku z kawy na ławie z
Popielniczki wysypuję się prawie
Nieład ogarnę to jutro Ty wiedz tak
To wygląda gdy nic mi się nie chce
Gdy nie mam ochoty a pech znów
Mnie trafi wszystko w koło jest szare jak grafit
Wszystko mam w dupie uwierz na s
Łowo nic nie ma sensu nie słucham nikogo
Odcinam się gaszę telefon samotnie
Siedzę sam wkurwiając się przeokropnie
Na bieg wydarzeń w ciszy milczenie
Czekam aż przełknę całe wkurwienie
Piszę co sprawia że mogę nie myśleć
O tym co sprawia że pisze po dziś dzień
Zrozum zostawiam to wszystko i smutam
Nie ma mnie nigdzie tam ani tutaj
Nie znajdziesz mnie prędzej zdołasz
Osiwieć szczerze dlatego bo nie chce Cię widzieć
Wolę wtedy sam zbijać ciśnienie tylko ja
I moje myśli gdy się nie słucham
Dzisiaj piątek ja odcinam się na dobre
Utrata świadomości to nie podobne do mnie
Noce chłodne dni ciepłe znów na mnie padło
Pobudka gęsty dym uwiera mnie w gardło
Trzecia w nocy płomień z kuchni mówi
Nie śpij nie wierze to mi się śni czy nie śni
Co to za ludzie tutaj u mnie w mieszkaniu
Co jest kurwa nie mogę wyjść z tego stanu
Nie rozumiem nic do mnie nie dociera nie
Kontaktuje na klatce się ubieram
Co się dzieje o co chodzi
Proszę powiedzcie