Wasze Dzieci
Stawiali mi stopnie kiedyś
Bronili na oknie siedzieć
Mówili co dobre wiemy
Zrozumiesz kiedy dorośniesz
Kiedy dorośniesz
Kiedy dorośnie
Wołali mnie z okna o zmroku
Mówili że dom mam za hotel
Kazali posprzątać mi pokój
Bym wstydu nie robił przy gościach
Bym wstydu nie robił im
Wstydu nie robił przy gościach
Lubiłem obserwować dłonie
Swoje porównywałem do ojca
Choć czułem jak dojrzałem w głowie
To dłonie wciąż miałem chłopca
Chłopca dłonie wciąż miałem chłopca
Mówiłem o sensie istnienia i bogu
Bo czułem rozłąkę na co dzień we wnętrzu
Dorośli mi zwykle mówili daj spokój
Myślałem że wiedzą lecz nie mówią dziecku
Nie mówią dziecku
Wasze dzieci nie są waszymi dziećmi
Przychodzą przez was ale nie z was
Nie możesz odbić w nich sposobu myślenia
Możesz dać miłość im i dom dla ich ciał
Ich dusze dawno zamieszkały w domu jutra
Co nawet w snach nie otworzy dla was drzwi
Świat się nie cofnie nie zatrzyma w dniu wczorajszym
Więc nie próbujcie czynić je takimi jak wy
Jesteście łukiem w rękach strzelca
Który wypuszcza niczym żywe strzały dzieci
Ale to łucznik widzi cel przez cały wszechświat
I daje swoją moc wam do napięcia cięciw
Więc poddaj się jego dłoniom ku radości
Bo kocha on każdy łuk każdą ze strzał
Strzały co pędzą wtem ku nieskończoności
I łuk co nie zmienia miejsca w którym stał
A dziś myślę że nie wiedzieli bo
Dorosłe życie zdążyło rozdzielić
Ich dorosłe sprawy i stany portfeli
Od szczerej jak nic ciekawości ich dzieci
Troska o przyszłość problemy na teraz
Żale za przeszłość schematy myślenia
Wszystko co było co będzie dopiero
I ja z niekończącym się nigdy dlaczego
A dziś nie ulegam już stopniom jak kiedyś
Zdarzy się wskoczyć na okno posiedzieć
Wiem coraz lepiej co dobre co złe dziś
Lecz jeszcze nie mogę dorosnąć
Lecz jeszcze nie mogę dorosnąć
Lecz jeszcze nie mogę dorosnąć
Wciąż mówię o sensie istnienia i bogu
I czuję rozłąkę na co dzień we wnętrzu
I szukam wyjaśnień pokręconą drogą
Bo świat nie odpowie mi wprost jak dziecku
Jak dziecku
Wasze Dzieci