Niedziela
Dość rześko było rano
A jednak szybko wstałem
A moja ukochana
Wtedy jeszcze twardo spała
A było wtedy wcześnie
Gdy zerknąłem na nią
Wyglądała we śnie jak anioł
I w niedziele nudną jak flaki z olejem
Gapię się na mą cudną zanurzoną w pościeli
I nikt tu nic nie zburzy
Nie wlezie tu z butami
I nikt mnie już nie wkurzy
Może poza dwoma wyjątkami
Choć zwykle niedziele
Spisuje na straty
To dziś od rana poczułem się bogaty bogaty