Wielcy Bandyci
Impreza na domówce wszyscy znają się od dziecka
Wiadomo że nie wchodzi w rachubę akcja niemiecka
A jednak w towarzystwie była rura
Gospodarz łapie orient że zginęła mu komóra
Kurwa co to za chora akcja
Wszyscy szukają zguby po mieszkaniu konsternacja
Racja przecież nikt z nas nie okradłby kolegi
Dobra niech dalej trwa libacja
Jeden z gości mówi że za ostro się najebał
Chłopaki poszli odprowadzić go na trzepak
On jednak nalegał że chce już wracać do domu
Jeden z drugim ziomuś postanowili mu pomóc
Godzina późna ulica mrokiem zasnuta
Chłopaki odprowadzają pijaka z buta
Okolica piękna to śródmiejska galeria
Kiedy już się żegnał to wypadła mu bateria
Ojej ja! Ups! To nie serial „Na Wspólnej"
Za zachowanie podłe karą kopy na mordę
Parszywą mordę gamonia z Noakowskiego
Czy to prawda że okradłeś przyjaciela swego
I co? Nasrałeś do miski z której jesz
W ten sposób sam siebie przerżniesz jak ten leszcz
Co bez sumienia swego przyjaciela opierdolił
Przeszedł cię dreszcz ja nie będę się tym głowił
Pomimo wyboi okoliczności wyjątkowych
Są rzeczy których się nie robi
Nie masz zasad skurwielu
Ja nie przebywam wśród pojebów bez reguł
To z mojej strony. Ty nad tym deliberuj
W położeniu ścieku parteru ścierwo bez charakteru. Komu
A zaczęło się niewinnie na jebaniu w swoim domu
Własnej dupie telefonu
W końcu swych przyjaciół kurwo
Jeszcze śmiesz powiedzieć ziomuś
Patrzę w oczy spluwam odbijam złość odczuwam
Brak kompromisu zejdę ci z odcisku
Tylko wtedy kiedy będziesz grał fair na boisku
Oni okradają dziewczyny rodziny
Koleżków własnych zaproszeni na ich urodziny
Masz tu jazdy chore przedstawione w rymach
O tym jak fiucina chciał znajomych wydymać
Prawą rękę w stringach swej maniurki trzymał
A lewą jej z torebki zawijał hajs na przypał
Co byś se pomyślał na temat tych kondonów
Wielcy bandyci złodzieje telefonów
Jedyne co potrafisz to wyczyścić klawisz
Sztuce która chciała się zabawić
Z tobą i po wszystkim śpi
A teraz ty patrzysz na jej opaloną dupkę
Czeszesz jej szuflady popijając jej rodziców wódkę
Ty to masz klasę. Młody bóg. Nocny klub
Zajebałeś znów dwie samary znajomych sztuk
Masz kasę już z portmonetek ich cóż
I Nokię w różowe kwiatki chuj
Masz na wódkę i na siatki
Kto załatwi? Dzwonisz z jej karty
O ile pre paid bo bilingi to nie żarty
Jesteś szczurem w tej hierarchii
W której chciałbyś być królem
Ja nie chcę cię ośmieszać
Bywaj zdrów szkoda słów
Jak widziałeś że ktoś z twojej bandy słabnie
Nie podałeś mu dłoni tylko rzucałeś na pożarcie
Odcinasz się bojąc że i tobie to zaszkodzi
Ja tylko widzę nie jestem kurwa by cię sądzić
Lubię patrzeć ci głęboko w oczy
Kiedy wchodzisz gdzieś gdzie jestem
Gdy przechodzisz lubię patrzeć się przez ciebie
Jakbyś był powietrzem
Dobrze jeśli to tylko jest błąd młodości
Wiele szuj i hien witam was w rzeczywistości
Uśmiechając się wpierdalają cię do kości
Bez pardonu. Ta sama rasa szczurki bez honoru
Jak syczące pierdnięcie z niedziewiczej dupy
Pseudo bandyci wielcy żywe trupy
Elo
To co że nawijam do wszystkich brudnych kundli
Którzy na melanżach okradają swoich kumpli
Tylko szczekają jacy to są charakterni
A gdy ziomek nie widzi to szperają mu w kielni
Wierz mi ludzi poznasz po czynach a nie po słowach
Jak ktoś sra do swego gniazda to bomba atomowa
Prosto w ryj i kij w dupe
Trzeba odcinać od siebie kurwy zatrute
Traktować z butem lamusów bez litości
Jak w tej opowieści wyrwanej z zamętu
I bez happy endu na faktach opartej
Mówiącej jak zwykle prawdę
Oni okradają dziewczyny rodziny
Koleżków własnych zaproszeni na ich urodziny
Masz tu jazdy chore przedstawione w rymach
O tym jak fiucina chciał znajomych wydymać
Prawą rękę w stringach swej maniurki trzymał
A lewą jej z torebki zawijał hajs na przypał
Co byś se pomyślał na temat tych kondonów
Wielcy bandyci złodzieje telefonów