Daucus Carota
Biegam i puszczam im pułap za milion jak Bułgar
Wysadzam wysoko se idę po trupach
Znów tura dla mnie downie kurwa klepie jak datura
Biegam i puszczam im pułap za milion jak Bułgar
Wysadzam wysoko se idę po trupach
Jak żywa marchew nurzam się w ich fazie ale ubaw
Szczują czarne oczy kamer
Versace kamień Versace kamień
Idole z pikseli zawiną cię w maskę
Jak pełzasz przy ziemi utopijnym śladem
Za pięć w pół do śmierci obiektywizacje
Nanoszą kolejne obiekty na siatkę
Znów kładę się znakiem
Znów łamie cię w karku choć kurwa nie kadzę
Posypie się popiół poczekaj aż wstanę
Nie liczy się podium a podróż w nieznane
Jak Théophile Gautier
Masz halucynacje
Ja w kolejnej dawce
Już czekam na twoje wymówki jak zawsze
Bruzdami przez pola marsowe bo czoła zmartwione
Znów paruje ziemia gdy przyspiesza oddech
Wyrywam inkluzje umysłu z ich objęć
Gdy wrastam jak korzeń by szarpać się o nie
To walka o ogień co w tobie
Się skulił jak ćpun przed nałogiem
Masz stalowe nerwy to wchodzę pod prądem
Popuszczać im wodzę
Weź okaż mi troskę ok
Już i tak ci chodzę po głowie
Biegam i puszczam im pułap za milion jak Bułgar
Wysadzam wysoko se idę po trupach
Znów tura dla mnie downie kurwa klepie jak datura
Biegam i puszczam im pułap za milion jak Bułgar
Wysadzam wysoko se idę po trupach
Jak żywa marchew nurzam się w ich fazie ale ubaw
Daucus depcze ci po piętach to nie metafora
Odkąd jak ziemia kręcisz się koło swego ogona
Świat to obroty samych kopii żywych jak Carota
Chcą złapać w locie objąć wzrokiem i spetryfikować
Pomyślą znowu kurwa co to człowiek mandragora
Bo wpadam samym sobą orać zapatrzonych w obraz
Rozbijam taflę szkła z luster których ramiona
Chcą stręczyć prawdę jak kurwę by cię omotać
I gdy się zaprą mnie hurtem jak dzieci Piotra
Będę się śmiał z nich aż umrę święty idiota
Będę sie śmiał aż po trumnę mnie nie pokonasz
Przebiłem dach dalej pójdę na twoich nogach
Już wiesz co to wpływ
Jak LED'zi i Fleet
Jak Kilmer i Jimmy
Na silvery screen
Tak pisze się mitem
Gdy czyta się mity
To meeting na migi
Przez okna i drzwi
My z Monad po blistry
Wy w sny od Hydroxyzyny
Chcesz wpaść na ten piknik
Klnij i wyrywaj się z więzów ich wizji
Gotowi do żniw Chcę już niszczyć jak nigdy
Glitch apokalipsy się nie da zabliźnić im
Z mogiły spojrzeń znów w obieg jak DVD
Nowe stworzenie nieskromnie
A chuj z nimi