Ostatnie Szlugi
Mówią mi „nie wiesz sam czego chcesz" może boję się zmiany
Nocą idę na deszcz rano wracam pijany
Czy to co czuję to gniew czy smutek tak dla odmiany
Czy to co mówię to blef I się prawie nie znamy
A wszystko to tylko iluzja na końcu jest przykro i pustka
Na końcu nie czeka nas nic poza „szczęśliwej drogi i czasem tam napisz coś" kurwa
Miłość liczona w złotówkach przyjaźń na sprzedaż uśmiech na pocztówkach i zdjęciach
A skąd nawet już nie pamiętasz
Bo po co pamiętać gdy wszystko na niby
To wymyśliłem sobie w jakiejś knajpie
Na końcu ulic bez nazw dziwnych
Gdzie trafiłem jakoś przypadkiem
Z ludźmi których twarzy nie kojarzę
Przegadałem całą noc o tobie
Zerkając w stronę drzwi może staniesz w nich
A cały świat zapłonie
Ale nie
Spaliłem paczkę jakby to były ostatnie szlugi
Wypiłem ćwiartkę jakbym miał teraz na zawsze rzucić
Gdy byłem smarkiem chciałem żyć życiem jak mam je ale chcę wrócić
Zabierz mnie tam gdzie anioły nie chodzą spać gdzie życie na nowo ma smak wiesz
Uchylam drzwi prowadzą mnie do pustego domu
Potrzebowałem trochę ciszy i spokoju
Potrzebowałem trochę łychy trochę lodu
Ale nie że sam chlać cały czas bez oporu
Pół dnia prawie spałem drugie pół się zamartwiam
Tyle ludzi się przewija że to chyba trap house
Nieważne jak to nazwać to dom pełen twarzy pustych serc tańczących dla diabła
Jadę znowu ulicami miasta
Obok siedzi ona się kłócimy w sumie standard
Ja nie patrzę na drogę bo się zaczynamy szarpać
Gdybym nie puścił kiery by dopiero była jazda
Na tym polega miłość tak Słaba bajka
Ale pomimo tego wolę z tobą a nie sam stać
Szlug inaczej się pali a drink inaczej pije
Chcę uciekać kiedy życie znowu zwalnia
Spaliłem paczkę jakby to były ostatnie szlugi
Wypiłem ćwiartkę jakbym miał teraz na zawsze rzucić
Gdy byłem smarkiem chciałem żyć życiem jak mam je ale chcę wrócić
Zabierz mnie tam gdzie anioły nie chodzą spać gdzie życie na nowo ma smak wiesz
Nie chcę tak żyć w samotności