Senność
Czuję się jak helikopter w ogniu
Bo zanim uderzę o ziemie zobaczą to wszyscy wokół
Deszcz całuje szyby bloków
Księżyc oświetla jej ciało na widoku
Sąsiad co noc pali ostatniego szluga w roku
Żar rzuca światło na krople potu
Życie zgubiliśmy jak marzenia w mroku
I tylko tli się coś w nas jak żar z papierosów
Nasze dni pisane jedną kreską jak linie Mandali
Chcesz być kimś innym transseksualizm
Gdzie ta odwaga by iść własnymi drogami
I po 7 latach razem powiedzieć 'chcę cię zostawić'
Od jednej do drugiej wypłaty trzymamy głowę w chmurach Karpaty Tatry Alpy
Nie można zacząć na nowo wciąż licząc straty
Za każdym razem wyznając prawdę mieć nogi z waty
Uczucia między nami są nieuczciwe
Gdy życie leci o wiele za szybko koliber
Ocieram ciało z krwi kręgosłup z kości
Bo mam dość odpowiedzialności za nas
Biorę na barki kilkadziesiąt kilogramów prawdy o nas
Jeden błąd i usłyszę trzask trzaskanych kolan
Moje grzechy gdzieś na pamięci iPhona
W jednym mieszkaniu toczymy życie w osobnych pokojach
Pierdolona klaustrofobia zmartwień
Tu gdzie noc podnieca myśli o Carmen zapachu Lauder
Kilka z nich obiecuje ze przy nich w końcu zasnę
Tylko twój wzrok we mnie stara się zrozumieć prawdę
Kocham cię kurwa jak alkoholik
Lecę przez życie nad którym nie mam kontroli
Gdy zabraknie na chleb zgolę te wersy jak Konik
Frajerom co chcą zwrotki po szczebel glorii
Nie mamy nic a możemy stracić wszystko
Zycie jak sen w którym próbuję krzyknąć
Publika milknie widzę cię na końcu drogi
Zrywam niebo kładąc dywan z gwiazd pod twoje stopy per aspera ad astra