Helikopter

Wiszę nad miastem
Niczym helikopter
Na dole szarpie pośpiech
Wszyscy rachują tak jak Mos Def
I widzę dół co wygląda niczym lej po bombie
Spędziłeś w nim dni dni kleiły się w miesiące
W oczach kolegów distroy maluje
Upierd wszyscy tutaj niczym Kreuzberg
Miejscu w którym talent pogrzebać najprościej jest
W jakich barwach nabazgrzesz swój autoportret

Wiszę nad miastem
Tak jak benzopiren
Płynie życie
Przez te zatłoczone pięciolinie
Zatrute myśli nam pompują jak przez wenflon w żyle
Bijemy grabę temu co tu mieszka piętro niżej

I dale wiszę
Bez ruchu niczym katatonik
I patrzę jak się leci na pysk
Choć mógłbym nie wiem
Gdzieś się z żoną gubić w Katalonii
Bez paranoi
Wśród tych których nie da się zastąpić

wiszę się ponad przyziemny chaos
Ponad bloki szare
Choć chcieli bym zawisnął na płozach
Jako Mar Suares
Zbyt długo utykałem w tej chorej społecznej fobii
Budziłem się spadając jak Kobe
Tu szumowiny pragną
Bym nogi łamał na prostej
By wszystko co nawinę uzyskało status lost tapes
Za linią wroga i setnym spalonym mostem
Jesteś sam jak Tim Robins w Shawshank
Życie jest couchem

Wiszę nad miastem jak dron
Znów jestem nieuchwytny jak pieprzony teflon
I choć gra mnie czasem męczy
Już walczę o lepszy
Lądowałem awaryjnie, nie wiem który to fake news już
Nie dajesz od siebie nic
Nie oczekuj diamentów
Wzbogać się albo giń
W tej dolinie szczurów i sępów
Mój lot bez turbulencji mimo momentów zwątpienia
Mój flow to helikopter nawet ten szacun podziemia

Wiszę nad miastem jak te kołujące mewy
Pode mną korki, dachy, kominów wyziewy
Cały czas trwonią spadek Adama i Ewy
A ten las, znów powycinali starodrzewy
Gdzieś kieły węszą krzewy
Omijam serie śpiewy po lepsze zamazane krajobrazy
Chce mi się wyć
Ciągle chce mi się żyć
I chce mi się być
Jak raz dwa trzy
Trudno jest w nic nie wierzyć
Wiszę nad miastem jak ta pandemiczna beznadzieja
Gdzie władza szczuje na uchodźcę, robi wroga z geja
A potem z Ciebie i mnie
Trwa nienawiści epopeja
Pociąg już przejechał lecz zamknięty przejazd wciąż
Wiszę nad miastem jak ten black houk ponad ławicą
Znak wojny napędzany wściekłą ludzką kurwicą
Złowrogi wektor obrany
Ludzie wciąż nie widzą
Wolne słowo płynie lekko ponad ulicą

W oddali czuć podmuch śmigła, widoki igła
Domy tak na oko jak soli szczypta
Powietrze brzytwa
Na betonie trwa gonitwa
O stołki bitwa maska chytra
Przeważnie wytrwa
Czas stanął w miejscu
Stłukła się klepsydra
Kolory społeczeństwa pochłonął miejski witraż
O boków koryta gdzie kołyszą Twoje włosy wiatrem
Przyciągasz mnie swoim pięknem tak jak Tatry
Bywam uparty barki obite jak gokarty
Wiszę chłonąc ciszę przeglądam slajdy
Nauka jest kluczem umysł gromadzi gigabajty
Kostucha czyha na wypracowane życia pajdy
Powoli się podciągam
Odkurzam szczęścia barwy
Idę po swoje omijam nieprzychylne larwy te
Zrozum to nie autoportret samotnika
Zawieszony zerkam bajzel
Zawsze wciąga moja łycha

Beliebteste Lieder von Shellerini

Andere Künstler von Hardcore hip hop